Filozofia bólu
Istnieje wiele rodzajów bólu i tyle samo, a nawet więcej sposobów na to, by go zażegnać. Jedni skupieni są tylko na uśmierzeniu i pozbyciu się bólu, drudzy czerpią z tego motywację, a nawet przyjemność, a jeszcze inni traktują ból jako komunikat od Duszy przekazywany przez różne obszary w ciele.
Wielu ludzi uważa ból za nieodłączny element życia i nie potrafią sobie wyobrazić, że może być inaczej. W świadomości zbiorowej zakotwiczyło się przekonanie, że ból jest „naturalną częścią istnienia”, że „każdy na swój sposób cierpi”, bez względu na to, czy to widzimy. Ludzie wychowani na informacjach podawanych za historyczne wierzą, że „ból i cierpienie od zawsze towarzyszyły człowiekowi”. Potrzeba ustanowienia bólu jako społecznej normy doprowadziła do tego, że funkcjonujemy w społeczeństwach uważających się za słabe, chore, bezbronne i skazane na cierpienie. Tendencja do promowania i nagłaśniania w mediach wszystkiego co trudne, bolesne i traumatyczne, utrwala jedynie iluzoryczny obraz świata, który jest „zły i niebezpieczny”. To forma masowej kontroli umysłów. Łatwiej manipulować ludźmi, którzy czują się bezradni, bezsilni i zdani na pomoc z zewnątrz. To z kolei rodzi kolejne toksyczne przekonania, które generują jeszcze więcej obaw, lęków, zniekształceń w percepcji rzeczywistości i bezpośrednio duplikują energię bólu, która silnie manifestuje się w świecie fizycznym. Ilość ludzi zasilających ten mechanizm kontroli i manipulacji umysłu jest wciąż tak wysoka, że nawet pacyfiści i ludzie nowej ery są wciąż świadkami ciągłej materializacji energii bólu i cierpienia. W ten sposób udało się stworzyć społeczeństwo żyjące w iluzji, że inwigilacja, monitoring, służby porządkowe czy medyczne są potrzebne, a nawet niezbędne. Ból jest podstawowym źródłem oddawania mocy osobistej, energii i uwagi wahadłom żywiącym się ludzkim nieszczęściem.
Istnieje taki rodzaj bólu, który odbiera zmysły i odbiera możliwość skupienia się na czymś innym niż ból. Ten największy potrafi sprawić, że wychodzimy z ciała, a nawet umieramy. Nadawanie mocy bólowi służy nam nie tylko jako sabotaż i wymówka, by zakłócić swobodne funkcjonowanie, ale też do tego, aby odebrać sobie zdolność odczytania autentycznych uczuć i emocji, które prowadzą do identyfikacji wzorców wtłaczających nas w ból i w całą resztę mechanizmów, które wysysają życiową energię. Czasem ból spełnia rolę obronną i ochronną, w innych przypadkach służy do przyciągania uwagi. Tak naprawdę ból i jego rodzaj jest jedynie informacją o aktualnym stanie naszych przekonań. Umiejscowienie bólu, jego charakter i częstotliwość to cenny oraz bardzo precyzyjny drogowskaz. Gotowa diagnoza i rozwiązanie w jednym.
Jeśli ignorujemy sekretny język ciała i decydujemy się na to, aby w sztuczny i drastyczny (farmakologiczny, zabiegowy lub operacyjny) sposób stłumić, zagłuszyć i znieczulić ból, oznacza to poważny brak świadomości, zaburzenia we wzorcach, brak emocjonalnej równowagi i dojrzałości, brak chęci oraz gotowości, aby przyjąć do wiadomości, zaakceptować, zrozumieć prawdę o sobie i podjąć autentyczne działanie na rzecz uzdrowienia.
Przez wiele tysięcy lat nauczono nas znieczulać się. Biznes żerujący na chorobach i dolegliwościach zwany medycyną akademicką oraz przemysłem farmakologicznym, dołożył wszelkich starań, aby wychować społeczeństwo na posłusznych konsumentów żyjących w lęku przed bólem i w ciągłych obawach o swoje zdrowie. W ten sposób powstało wiele tzw. wahadeł energoinformacyjnych, których rolą jest utrzymanie ludzi w stanie niewiedzy, podatności na choroby i dolegliwości oraz w poczuciu bezsilności. Ulegając tej iluzji, wiele osób uznało przychodnie, apteki i szpitale za jedyny, słuszny i skuteczny sposób radzenia sobie z bólem. Wiele osób wciąż utożsamia leczenie z braniem tabletek lub zastrzyków. Oduczono nas połączenia z emocjami i z samymi sobą do tego stopnia, że rzesze ludzi zupełnie zapomniało, że dolegliwość zrozumiana i przepracowana potrafi SAMA zniknąć błyskawicznie bez śladu – rak czy katar, zasada jest ta sama.
Ludzie legalnie faszerują się i odurzają substancjami szkodliwymi dla zdrowia, dają sobie wycinać coś z ciała, nie chcąc nawet słyszeć o alternatywnej drodze. Nie chcą wiedzieć, że takie podejście nie ma nic wspólnego z uleczeniem i uzdrawianiem. Z jednej strony, chcą być zdrowi, a z drugiej zaprzeczają sami sobie, niszcząc sobie zdrowie i z przyzwyczajenia kupując wszystko to, co prowadzi do ich destrukcji oraz pielęgnując przekonania, które jeszcze bardziej ich osłabiają. Nie chcą znać prawdziwych przyczyn tego, dlaczego na coś chorują, dlaczego coś im dolega i z jakich powodów to nawraca. Nauczono ich jedynie bać się bólu i pozbywać go, bez potrzeby zrozumienia istoty sprawy. W ten sposób otumanieni, tańczą tak, jak przygrywają im koncerny.
Tymczasem, ból stanowi bezcenne źródło informacji i potężne narzędzie samoleczenia. Najlepiej żyć bez programów mentalnych i obciążeń energetycznych generujących ból. Jednak, dopóki ból psychiczny lub fizyczny pojawia się w naszym życiu jako nauczyciel, jest to okazja do przemiany i odzyskania życia wolnego od mentalnego zniewolenia. To okazja, by przestać zasilać obce wzorce i mechanizmy samozagłady, które utrwalają w nas poczucie słabości, bezsilności i iluzję ułomności ludzkiego zdrowia.
Zrozumienie różnych ról, które spełnia ból, nie tylko pozwala lepiej zrozumieć siebie, swoją Duszę i organizm. Przede wszystkim pomaga realnie i trwale uwolnić się od przekonań, które przestały nam służyć, a które są bezpośrednią przyczyną dlaczego chorujemy, cierpimy i męczymy się w bólach.
Ból jako motywator
Wiele osób żyje w przekonaniu, że „gdy zaboli, to czujesz, że żyjesz”. Wierzą, że rozwój to droga przez mękę i cierpienie, pełna wyzwań i „przeciwności losu”. Ich świadomość zakotwiczona jest na poziomie walki ze sobą i traktują życie jako ciągłe zmaganie się z czymś, kierując się często mottem „co mnie nie zabije, to wzmocni”. Uważają, że „muszą pokonać słabość”, ponieważ siłę utożsamiają jedynie z wytrzymałością i zdolnością do stawiania oporu. Życie łagodne i harmonijne bez takich programów, wydaje im się słabe, niepełne, nudne i za mało wyraziste.
Niektórzy potrzebują przymusu w postaci bólu, aby wziąć się w garść i zmotywować do działania. Wierzą, że tylko ból zmusi ich do tego.
Ból jako obrona
Czasem ból pojawia się po to, aby ochronić nas przed kolejnymi atakami, wysiłkami, obowiązkami i całą resztą rzeczy, od których chcemy uciec, bo nas przytłaczają. Jednocześnie, poczucie obowiązku, winy lub odpowiedzialności zmusza nas, by dalej robić coś wbrew sobie i testować jak wiele zdołamy wytrzymać, nim złamie nas ból i cierpienie. Gdy na horyzoncie pojawia się ból, wtedy nie musimy wprost powiedzieć, że nie chcemy czegoś robić. Ból to nasze usprawiedliwienie, zwolnienie, L4 i wymówka by odpocząć, odłączyć się od codzienności i wyrazić w ten sposób życzenie: „dajcie mi święty spokój”.
Innym rodzajem obrony poprzez generowanie bólu jest sytuacja, w której ból włącza się wtedy, gdy dochodzimy do granic zdolności przyswojenia prawdy – pojawia się ból, aby wyłączyć dotarcie do sedna. Nadajemy bólowi obezwładniającą nas moc i nie mamy siły, aby z czymś się zmierzyć. W ten sposób uciekamy przed emocjami i myślami, które nas przerastają i trudno nam to wszystko poukładać w umyśle tak, aby stanowiło logiczną całość. Podświadomie bronimy się przed prawdą i jej konsekwencjami. Wydaje nam się, że nie damy rady, że ta wiedza przewróci nasze życie do góry nogami i zmusi do podjęcia działań, na które nie czujemy się gotowi. Może być tak, że ból staje się murem obronnym przed zmierzeniem się z lękiem i obawami, które wytrącą nas z tego, co znamy. Lęk przed zmianą i nieznanym potrafi bardzo długo utrzymywać człowieka w pozycji patowej, w której skłonni jesteśmy trwać w toksycznych układach „tak długo, jak się da”.
Ból jako powód do skupienia uwagi
Wiele osób generuje coś dramatycznego, bolesnego lub „złego”, żeby zasłużyć na uwagę, wsparcie, pomoc i współczucie. Często w dzieciństwie uczą się, że muszą sobie zrobić krzywdę lub zachorować, aby otrzymać uwagę rodziny. W późniejszym życiu nie potrafią dać uwagi samym sobie, ani przyjąć jej od innych, dopóki nie pojawi się wystarczająco silny i bolesny impuls. Wtedy już „muszą coś z tym zrobić”. Dopóki „da się wytrzymać, to trzeba zacisnąć zęby i iść do przodu”. Niektórzy utożsamiają dawanie sobie uwagi (w innych sytuacjach niż choroba i silny ból, który trudno wytrzymać) z rozczulaniem się nad sobą. Wychodzą z założenia, że poświęcenie sobie uwagi, gdy nic nam nie dolega, to egoizm, przewrażliwienie, narcyzm lub skłonność do użalania się nad sobą, które definiują jako słabość charakteru.
Często uczymy się tłumienia emocji, bo „trzeba być twardym”, „okazywanie emocji to słabość i histeryzowanie”, „chłopaki nie płaczą”, „emocje są złe, prowadzą do konfliktów i nieprzyjemności/ mogą zranić i zabić”. Jest więcej takich toksycznych przekonań, które zniekształcają zdrową postawę życiową. Tego typu negatywne programowanie umysłu powoduje, że ukrywamy emocje i ból, wypieramy lub walczymy z nimi.
Wiele osób poprzez szantaż emocjonalny wykorzystuje ból i chorobę, aby zyskać uwagę innych. To ich sposób na utrzymanie przy sobie bliskich. Ludzie boją się samotności, albo nie znają lepszego sposobu, by skupić na sobie uwagę. Tak powstaje skłonność np. do hipochondrii i mitomanii. Osoby podatne na taki szantaż emocjonalny, ulegają mechanizmowi litości, poczucia obowiązku lub winy, stając się pokarmem dla chorych i poszkodowanych, którzy wysysają z nich życiową energię i podświadomie robią co mogą, aby inni zasilali ich w trwaniu w tych toksycznych mechanizmach.
Ból jako nauczyciel
Niektórzy potrzebują przymusu w postaci bólu, aby poznać duchowy sens. To często domena męczenników i osób, które potrzebują silnego impulsu w postaci śmiertelnej lub chronicznej choroby lub wypadku, aby zmienić podejście do życia i odkryć głębszy sens istnienia. Na przykład takiego bez potrzeby przyciągania bólu.
Potrzeba generowania fizycznego bólu pojawić może się również dlatego, że wydaje nam się on bardziej realny, niż poczucie duchowego sensu. Rozumiemy ból, ale nie energię, która zagęści się np. w ból fizyczny. Dopóki utożsamiamy sens duchowy z czymś abstrakcyjnym, trudno nam pozwolić sobie go w pełni dostrzec i zrozumieć, zanim pojawi się ból, cierpienie, komplikacje i dramat. To wszystko reprezentuje wielkie zagęszczenie energii w sposób bardzo negatywny i złożony, będąc w świecie materialnym wyrazem alarmu – ostatecznej manifestacji tego, co zostało zignorowane na wcześniejszym i bardziej subtelnym etapie, lub poziomie duchowym/ energetycznym.
Jest nawet powiedzenie, że „ból to najlepszy nauczyciel”. Gdy trudno nam zobaczyć przyczynę tego, co wyzwala ból fizyczny, uczymy się, że „najpierw musi zaboleć, żebyśmy nauczyli się lekcji”.
Ból jako dowód
Często ból ma stanowić świadectwo, że coś było realne i wydarzyło się naprawdę. To podobny mechanizm, jak ból w roli nauczyciela. Dopóki potrzebujemy udowodnić sobie i innym, że coś było dla nas realne, ponieważ bolało i pozostawiło trwały ślad, dopóty tworzymy okoliczności bolesne i prowadzące do cierpienia. Rodzaj i skala bólu ma nie tylko odzwierciedlać powagę sytuacji, ale w namacalny, organiczny sposób to uosabiać. Jednocześnie, powstaje wtedy skłonność do gloryfikacji dramatu, który przeżyliśmy. Niczym wojenni weterani, gromadzimy w przestrzeni wspomnienia bólu i pamiątki, które stanowią swoisty pomnik „co mnie nie zabiło, to wzmocniło”. Czasem przywiązanie do przeżytych cierpień jest tak silne, że brakuje już miejsca w przestrzeni osobistej na coś innego, na nowe pozytywne wzorce i przekonania. Niektórzy mawiają: „jedyne, co mi pozostało to ból”. Przestrzeń zapchana bolesną przeszłością jest jak duszne, brudne pomieszczenie, w którym wszystko gnije i mruszeje, więc jak może się tam narodzić czysta wibracja radości, lekkości i spełnienia?
Ból jako przyjemność
Ten mechanizm opiera się na zniekształceniu wielu wzorców związanych z odczuwaniem i polega przesunięciu progu odporności na ból poza granice. Jest tu podobna podstawa jak motywator, czyli „gdy zaboli to czuję, że żyję”. Albo „w ogóle tylko wtedy jestem w stanie cokolwiek poczuć”. Do tego dochodzi mechanizm dominacji i uległości, czyli „kat i ofiara”. Jednym z najbardziej ekstremalnych przykładów sadomasochizmu jest seksualna dominacja medyczna i samookaleczenie.
Jedni odczuwają przyjemność z zadawania bólu innym i znęcania się, przeważnie z powodu tego, że poznali w życiu tylko ból. Ich własne problemy psychiczne sprawiły, że emocjonalne struny są zbyt ponaciągane, nadwerężone lub zerwane, aby móc cokolwiek poczuć bez ekstremalnych doznań. W zadawaniu bólu odnajdują ulgę, dając w ten sposób ujście nienawiści, gniewowi, frustracji, poczuciu odrzucenia, beznadziei, bezsilności, itd. Podobnie w drugą stronę. Ci, którzy sami tną się i przypalają, często szukają innego rodzaju bólu, który uśmierzy i stłumi głębszy ból psychiczny, z którym nie potrafią sobie poradzić. Okaleczenie może spełniać rolę bodźca, który odwraca uwagę od bólu istnienia, lub uwalnia duchowe cierpienie, dając ulgę. Nawet naukowo dowiedziono, że dopamina – zwana hormonem szczęścia wydziela się wraz z adrenaliną w celu uśmierzenia bólu, podczas otwierania się ran, poparzeń, itd.
Iluzję przyjemności daje także dokarmianie uzależnienia od bólu, adrenaliny i ekstremalnych doświadczeń. To przywiązanie, (podobnie jak w mechanizmie bólu jako dowodu), powoduje, że gloryfikujemy swoje rany, blizny i ślady po chorobach. Wiele osób nosi wewnątrz przestrzeni pokoje chwały i pomniki upamiętniające traumatyczne doświadczenia. Potrzeba przechowywania pamięci o walce i cierpieniu jest niestety częścią współczesnej kultury, w której toksyczne i śmiercionośne programy prowadzące do konfliktów zbrojnych uważane są za akty odwagi i bohaterstwa, które nagradza się i wyróżnia. Tymczasem, wahadło to utrwala jedynie w świadomości zbiorowej mit „walki o pokój”, usprawiedliwiając przemoc i agresję oraz pozwolenie na generowanie mrocznych energii „w słusznej sprawie”. Zielone światło i poparcie dla tej dewiacji sprawiło, że w ten sposób prężnie funkcjonuje od setek tysięcy lat wiele zniekształconych pojęć i wzorców, które gloryfikują męczennictwo, przemoc i ból.
Podsumowując, decydujemy o tym, co widzimy i czujemy. Dopóki stwarzamy przestrzeń, w której ból ma supermoc nad nami, dopóty pozwalamy na to, aby rządził naszym życiem. Potrzeba zasilania bólu i obdarzania go supermocą prowadzi do życia pełnego trudu, przykrości i komplikacji. Mechanizmy wywołujące ból przywdziewają różne szaty i wybierają sprytne ścieżki, by utrzymać ludzkość w pozycji poddanych. Wszak ból to jedno z najpotężniejszych paliw i pokarmów, którym istoty podatne na mroczne manipulacje, zasilają istoty żerujące, oddając im osobistą moc i władzę nad swoim życiem. Dopóki ból steruje Tobą i określa to, na co Cię stać, dopóty jesteś pokarmem – planktonem.
Inne teksty, które mogą Was zainteresować (kliknij w tytuł, aby przejść do treści artykułu)
- Poziomy energetyczne – podstawowa wiedza w pracy z energią
- Rodzaje mocy. Skąd pochodzi moc energetyczna
- Język autosabotażu. Siła sprawcza myśli i mowy
- Poziomy rozwoju Duszy
- Odporność na ataki energetyczne
- Czym różni się praca energią z poziomu Źródła od new age, ezoteryki i magii?
- Pomiar wibracji (potencjału energetycznego)
- 25 wskazówek jak używać mocy
- Wszystko o świecach intencyjnych
- Życie pomiędzy częstotliwościami
- Wewnętrzna bogini. Pierwotna żeńska moc
- Praca Czystym Światłem jako terapia naturalna
- Prawidłowe obrazowanie
- Praca zarobkowa z energią i rozdawnictwo energetyczne
Dostrzegasz wartość wiedzy publikowanej na blogu Crystal Arya?
Wesprzyj utrzymanie strony, rozwój bloga i newslettera